Jak pisałam, zeszły tydzień spędziłam na nauce pisania ikon w Bieszczadach. Pojechałam tam razem z Małgosią, dzięki której te warsztaty w ogóle doszły do skutku:) Małgosia jest kapitalnym kompanem, więc czas wspólnie spędzony był dla mnie czystą przyjemnością i balsamem dla duszy. A na warsztatach było jak w tym kawale - trochę straszno, trochę śmieszno, ale generalnie jesteśmy bardzo zadowolone z wyjazdu i muszę przyznać, że ikonopisanie to niezwykła sztuka. Trudna, żmudna, dla cierpliwych i... pokornych. Niezwykłe przeżycie. Podoba mi się to, przyciąga mnie, rozbudza głód wiedzy. Czy podołam by to rozwijać? Nie wiem. Ale będę jeszcze próbować. Jest to wyzwanie. Na pewno wielu rzeczy muszę się po prostu nauczyć, dowiedzieć, przeczytać, "poćwiczyć", rozrysować się, rozmalować. To była moja pierwsza próba malowania farbami postaci, więc zdaję sobie sprawę ze swoich braków i niedociągnięć technicznych. O samych ikonach wiem tyle co nic, więc ktoś może pomyśleć, że jestem po prostu ignorantem, co się nie bał...;) Ale mam nadzieję, że nadrobię, choć jawi się to jak czubek góry lodowej, ledwie liźnięty:) Wprawne oko wyłapie zapewne w tej pierwszej pracy masę błędów, choć i tak mam nadzieję, że w ogólnym rozrachunku nie jest chyba tak źle. Udało mi się w końcu uporać ze zdjęciami z wyjazdu, więc pokażę Wam, gdzie byłam i co zrobiłam;)
Na początek kilka zdjęć z Łopienki koło Cisnej...
Pracownia i galeria Pani Jadwigi Denisiuk:
Praca nad ikoną trwała 5 dni (ale deski dostałyśmy już odpowiednio przygotowane), średnio po 11-12h dziennie... Fotki ze mną w akcie twórczym wykonała Małgosia - dziękuję Kochana:)
Skończona podmalówka
Szkic na podmalówce i pierwsze cienie
Laserunki z bieli cynkowej, poprawione złocenia szlagmetalem i pierwsze podejście do wycieniowania szaty
W tak zwanym międzyczasie, gdy pierwsza ikona dosychała, zabrałam się za podmalówkę i złocenia drugiej ikony...
Partie ochry...
Wydobywanie szczegółów i laserunki z różu angielskiego
W oczekiwaniu na szelakowanie...
i efekt końcowy mojej nauki: replika ikony Matki Boskiej Włodzimierskiej, z XIIw., tempera żółtkowa, deska bukowa:
i pierwowzórI na koniec kilka zdjęć z górkami, którymi tym razem nie zdążyłam się nacieszyć z braku czasu...
A teraz medal dla wytrwałych, którzy doczytali do końca;) Pozdrawiam Was serdecznie!:)