Rękodzieło jest moją pasją, radością, a także sposobem wyrażania siebie i przepisem na życie... Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie komentarz:)

piątek, 28 września 2012

Ikona

Jak pisałam, zeszły tydzień spędziłam na nauce pisania ikon w Bieszczadach. Pojechałam tam razem z Małgosią, dzięki której te warsztaty w ogóle doszły do skutku:) Małgosia jest kapitalnym kompanem, więc czas wspólnie spędzony był dla mnie czystą przyjemnością i balsamem dla duszy. A na warsztatach było jak w tym kawale - trochę straszno, trochę śmieszno, ale generalnie jesteśmy bardzo zadowolone z wyjazdu i muszę przyznać, że ikonopisanie to niezwykła sztuka. Trudna, żmudna, dla cierpliwych i... pokornych.  Niezwykłe przeżycie. Podoba mi się to, przyciąga mnie, rozbudza głód wiedzy. Czy podołam by to rozwijać? Nie wiem. Ale będę jeszcze próbować. Jest to wyzwanie. Na pewno wielu rzeczy muszę się po prostu nauczyć, dowiedzieć, przeczytać, "poćwiczyć", rozrysować się, rozmalować. To była moja pierwsza próba malowania farbami postaci, więc zdaję sobie sprawę ze swoich braków i niedociągnięć technicznych. O samych ikonach wiem tyle co nic, więc ktoś może pomyśleć, że jestem po prostu ignorantem, co się nie bał...;) Ale mam nadzieję, że nadrobię, choć jawi się to jak czubek góry lodowej, ledwie liźnięty:) Wprawne oko wyłapie zapewne w tej pierwszej pracy masę błędów, choć i tak mam nadzieję, że w ogólnym rozrachunku nie jest chyba tak źle. Udało mi się w końcu uporać ze zdjęciami z wyjazdu, więc pokażę Wam, gdzie byłam i co zrobiłam;)
Na początek kilka zdjęć z Łopienki koło Cisnej...





 Pracownia i galeria Pani Jadwigi Denisiuk:








 Praca nad ikoną trwała 5 dni (ale deski dostałyśmy już odpowiednio przygotowane), średnio po 11-12h dziennie... Fotki ze mną w akcie twórczym wykonała Małgosia - dziękuję Kochana:)


Skończona podmalówka

Szkic na podmalówce i pierwsze cienie

Laserunki z bieli cynkowej, poprawione złocenia szlagmetalem i pierwsze podejście do wycieniowania szaty

 W tak zwanym międzyczasie, gdy pierwsza ikona dosychała, zabrałam się za podmalówkę i złocenia drugiej ikony...
 Partie ochry...


Wydobywanie szczegółów i laserunki z różu angielskiego

W oczekiwaniu na szelakowanie...

i efekt końcowy mojej nauki: replika ikony Matki Boskiej Włodzimierskiej, z XIIw., tempera żółtkowa, deska bukowa:
 i pierwowzór

I na koniec kilka zdjęć z górkami, którymi tym razem nie zdążyłam się nacieszyć z braku czasu...




A teraz medal dla wytrwałych, którzy doczytali do końca;) Pozdrawiam Was serdecznie!:)

sobota, 15 września 2012

Szal, szalik, szaliczek, kryza...

Ten post jest ostatni przed wyjazdem:) Tak, jutro wyjeżdżam. Na tydzień. Tym razem sama będę się uczyć - ikonopisania, w Bieszczadach:) Spełnia się właśnie coś, na co długo czekałam. Mam nadzieję, że przy okazji naładuję sobie baterie, bo bardzo mi tego trzeba teraz... A piękne widoki i nauka nowej dla mnie techniki z pewnością będą temu sprzyjać. 
Kolejne berety i szaliki, tudzież inne cosie, zobaczycie zatem po powrocie:) A dziś - kryza z podwójną falbaną. Lekka i zwiewna, ale bardzo ciepła. Filcowana na jedwabnym szyfonie, z merynosów australijskich, z jedwabiem czesankowym, pongee i włóczką fantazyjną. Do zobaczenia!:)







P.S.
Ze względu na wyjazd w dniach 17.09-22.09 pracownia przy Szczytnickiej 43 będzie nieczynna. Wysyłka zamówionych w tym czasie towarów w sklepie internetowym nastąpi niezwłocznie po powrocie.

piątek, 14 września 2012

Filcowanie

To coś co uwielbiam robić, w czym się zatracam i odnajduję niezwykłą radość:) Co robiąc zaginam dziwacznie swoją czasoprzestrzeń i nie czuję ani upływającego czasu, ani nie odczuwam bycia w danym miejscu. Jest tylko tu i teraz, i wełna, jedwabie i inne wariackie przydasie, nitki, niteczki, loki, bawełna... I pomysł, który niecierpliwie usiłuje się wykluć spod rąk. Oraz ta natarczywa myśl, by tylko ręce dały radę odtworzyć to, co widzę w głowie... By nadążały. Moje filcowanie. Dobrze, że cię odkryłam:)








środa, 12 września 2012

Mitenki

Czyli rękawiczki bez palców, filcem malowane. Mnie się kojarzą z morskim potworem;)) W roli głównej merynosy australijskie i jedwab oraz włóczka fantazyjna. Niby nic takiego, a bardzo efektowny dodatek:) Polecam wszystkim zmarzluchom!







wtorek, 11 września 2012

Filcowane berety

Odsłona pierwsza - karminowe lato.
Na manekinie:


 I w plenerze z Justyną...




 Justynko - dziękuję Ci za pomoc i cierpliwość przy sesji:)